środa, 18 listopada 2015

Metaloplastyka prosta, acz szczególna

Czy znasz, Drogi Czytelniku, wrocławskie ogrodzenia lat 60., 70. i wczesnych 80. XX wieku? Przechodzisz wzdłuż nich codziennie. Może nawet otwierasz furtkę o powierzchni wypełnionej zagadkowym, abstrakcyjnym wzorem? Albo kiedy rzucasz spojrzenie przez balkonowe okna na parterze lub piętrze bloku, widok przesłania Ci druciany ażur? To właśnie przypadki nieprofesjonalnej (w sensie artystycznym) metaloplastyki wrocławskiej. Nie ogranicza się ona zresztą do naszego miasta, z którego prezentuję niewielki wybór dla radowania oczu i umysłów.



Dlaczego warto zainteresować się wyrobami metaloplastycznymi, a szczególnie z minionego okresu późnego PRL-u? Są dwa zasadnicze powody. Pierwszy wynika ze skali tej produkcji i nasycenia pejzażu jej efektami. Spotkamy się z tego typu metaloplastyką w dużych i małych miastach oraz na wsiach. W obrębie własności prywatnej, gminnej, państwowej i kościelnej. A zatem był to powszechny element w przestrzeni wizualnej Polski. Tak powszechny, że wręcz trudny do zauważenia przez ludzi stykających się z nim na co dzień, bo umykający percepcji.


Naznaczał on jednak i wyróżniał niezwykle silnie polski pejzaż, co łatwiej zauważyć można było z zewnątrz. Pewien duński artysta we wczesnych latach 90. w ramach kontaktów z poznańską PWSSP przebywał w Wielkopolsce. Za rzeczy na tyle indywidualne i odróżniające oglądane przez niego miejsca od jego własnej ojczyzny, że aż godne uwiecznienia na kliszy fotograficznej, uznał Duńczyk właśnie tamtejsze ogrodzenia metalowe. Wyroby metaloplastyczne, o których mowa nie należą do zakresu sztuki, lecz szeroko rozumianej kultury popularnej, a zawężając, do kultury wizualnej. Jako takie współtworzyły pejzaż kulturowy kraju i jego regionów, w tym Wrocławia. 




Przyjmowane podświadomie jako zastany element krajobrazu, współtworzyły i naznaczały kulturę plastyczną współczesnych Polaków. Można zaryzykować stwierdzenie, że kierunek zmian jakie obecnie obserwujemy w estetyce metaloplastycznych ogrodzeń jest pod wieloma względami powiązany z fenomenem sprzed 30-50 lat, choć jest to rodzaj reakcji à rebours. I tu wskażmy na drugi istotny powód podjęcia tematu. Choć nietrudno dzisiaj natrafić w dowolnym niemal miejscu na przykłady sprzed paru dekad, to jednak ich ubywa. Domy zmieniają właścicieli, poddawane są generalnym remontom, a wraz z nimi wymienia się ogrodzenia. Przeważnie zastępowane są gotowymi przęsłami i bramami kupowanymi w sklepach sieci OBI, Castorama itp., choć są też wytwórcy prywatni oferujący bezpośrednią sprzedaż wyrobów bardzo podobnych formalnie. Być może za dekadę lub dwie znalezienie reliktów z lat 60.-70. będzie znacznie trudniejsze.
To właśnie w tamtych latach nadeszła prawdziwa nowa fala. Okres późnego Gomułki, a zwłaszcza Gierka przyniósł większe otwarcie i możliwości dla prywatnych zakładów rzemieślniczych, a z drugiej strony umożliwiono obywatelom budowanie domów jednorodzinnych. Wraz z tym nastąpił prawdziwy boom na produkcję ogrodzeń. Wyznaczenie żelaznym parkanem stawało się zwieńczeniem uzyskania statusu prywatnej przestrzeni. Co ciekawe, równolegle do tego procesu rozrastania się obszarów ogrodzonych prywatnych posesji, przeprowadzona została w miastach PRL-u, a może szczególnie na „Ziemiach Zachodnich” zorganizowana akcja usuwania starych, „poniemieckich” ogrodzeń oddzielających od chodników skrawki zieleni przed kamienicami, czy wokół wolnostojących domów wielorodzinnych.




Dwa podstawowe typy materiałów stosowanych w omawianych obiektach metaloplastycznych to blacha i drut. To także najłatwiej dostępne materiały w Polsce w czasach, gdy wielu innych brakowało. Nie chodzi przy tym o materiały kupowane, lecz częstokroć „zdobywane” różnymi sposobami. Jeśli drut to zbrojeniowy, a więc z budowy. Jeśli blacha to nie w pełnych arkuszach lub taśmach, zwykle grubości paru milimetrów, lecz jako odpady po procesie mechanicznego wykrawania z nich kształtek w fabrykach. Odpad miał postać ażurów po kształtkach, które najczęściej po dalszej obróbce służyły do konstruowania większych całości (konstrukcji metalowych, maszyn) złożonych z różnych elementów. Zakłady produkujące ten asortyment wyrobów metalowych, a były to w latach 60.-70. raczej firmy państwowe (tylko takie liczyć mogły na dostawy materiału z fabryk czy hut), mogły mieć – jak przypuszczam – inny podstawowy profil produkcji, ale czy na własne potrzeby, czy korzystając z własnego parku maszynowego wytwarzały na zewnątrz dodatkowy, uboczny niejako produkt. Oczywiście odpady metalowe powinny były trafiać na złom i zapewne tak przeważnie było, choć podobno zdarzało się pozyskiwanie odpadów bezpośrednio z zakładów. Składnice złomu były jednak miejscem pierwszego odzysku odpadów albo, używając współczesnej terminologii, „recyklingu”. Były one awangardowym miejscem wykuwania (nieświadomego i naturalnego) jednej z zasad „zrównoważonego rozwoju”. A zatem istniał niewątpliwie zorganizowany system współpracy, opartej na lokalnych znajomościach, między prowadzącymi takie składnice i ich stróżami a rzemieślnikami branży metalowej. Musiało odbywać się to poza rozliczeniami na linii zakład produkcyjny-składnica-huta i zapewne nie stanowiło dużego problemu ukrycie różnic między ilością materiału przyjętego a przekazanego do hut. Wielość i typy pozostawionych negatywowych kształtów uzależnione były od rodzaju produkcji, która zresztą mogła ulegać czasowym zmianom w zależności od zapotrzebowania i zamówień. Zauważa się z jednej strony lokalną specyfikę w występowaniu określonych wzorów, zależną niewątpliwie od profilu produkcji w regionie. Z drugiej zaś strony są pewne typy wzorów ażurowych, które rozprzestrzenione są na wielkich obszarach.




Niewątpliwie ten typ metaloplastycznych ogrodzeń, spawanych z blach i prętów stanowił jeden z elementów charakterystycznego bałaganu estetycznego w przestrzeni miast i wsi oraz współtworzył ową „brzydotę”, tak odczuwaną przez ludzi przyjeżdżających do nas z Zachodu. Na te nadal liczne wytwory pomysłowości i zaradności ludzkiej w epoce socjalistycznej, a zarazem przejaw przyrodzonej ludzkiej potrzeby estetycznej należałoby spojrzeć jednak inaczej po 25 latach transformacji polityczno-ekonomiczno-kulturowej. Na naszych oczach bowiem są one wypierane przez rzeczywiście masowe, zestandaryzowane i nudne produkty dostępne w marketach budowlanych. Obiektów tych nie należy postrzegać w kategoriach ubóstwa materialnego i duchowego. Trzeba je ujrzeć w kontekście epoki, którą w zakresie sztuki wysokiej i projektowania użytkowego cechował bardzo wyrazisty i łatwo dziś rozpoznawalny styl nieposługujący się bynajmniej łatwym mimetyzmem, lecz odważnie eksponujący czystą formę, abstrakcję i konstrukcję. Słynne „picassy” wkroczyły do wnętrz kawiarń i domów kultury, na serwisy stołowych i neony. Jednocześnie bywało, że artyści z potrzeby i nakazu epoki współpracowali w ramach plenerów i biennale z robotnikami. To jest ten „background”, który dostrzegać należy patrząc na twórców i odbiorców metaloplastyki wernakularnej, otwartych wtedy na przyjęcie gotowych rytmów i abstrakcyjnych form, czasem zestawianych z najdzikszą fantazją i bez ukrywania konstrukcji.


Entenmark