czwartek, 12 lutego 2015

Tam zaszły zmiany w polu naszego widzenia

Głośno od paru dni o nowym murze oddzielającym chodnik nadrzeczny od nurtu Odry  na odcinku między kładką nad zatoką gondoli a Akademią Sztuk Pięknych, czyli na Bulwarze Xawerego Dunikowskiego. Mur podwyższono do około 120 cm. Dzieci, zgarbieni staruszkowie, osoby na wózkach będą odtąd poruszać się na tym odcinku między murem a stromym zboczem bastionu Ceglarskiego. Szansę na oglądanie stąd lustra wody będą miały osoby mierzące od około 150 cm wzwyż.

                                       Zdjęcie u góry z przystawienia do oka. Dolne "z biodra".

Dlaczego tak wyremontowano niski, stary murek, na którym młodzi lubili siadywać zwieszając nogi w dół? Murek był stary i jakoś należało chronić jego charakter, a więc miał pozostać ceglany. Do rejestru zabytków wpisany nie był, bo przecież inaczej nie zostałby teraz zbudowany na nowo i bez odtworzenia jego cech stylowych (poza nakryciem z wierzchu płytami granitu i zachowaniem ozdobnych ciosów z piaskowca na narożniku przy kładce). Oczywiście rządziły zatem słynne normy - podobnego rodzaju jak te, którym zawdzięczamy najsłynniejsze biało-czerwone barierki wydzielające ścieżki rowerowe wzdłuż drogi na Trzebnicę i nie tylko. Ale tak naprawdę rządzi w takich sytuacjach brak myślenia, ograniczenie się do swojej, wąskiej działki odpowiedzialności i zwykły oportunizm.
A teraz zgłosił się poruszony tą sprawą prezydent Rafał Dutkiewicz, któremu mur też się nie spodobał, jak się dowiedział, że zaistniał, bo przeczytał w gazetach. Nie wypowiedział się jak dotąd konserwator miejski.
Ale to trochę przypomina problem z tzw. szpilkostradą w rynku, którą układa się za 3 miliony. Pojawiły się bowiem głosy tzw. opinii publicznej, że nie da się wygodnie chodzić po kostkach w rynku, bo paniom się obcasy wyginają. Teraz jednak nie używa się już oficjalnie czy półoficjalnie nazwy szpilkostrada, bo środki na przebudowę nawierzchni pozyskano na stworzenie pasa dla niepełnosprawnych. Wprawdzie wzdłuż pierzei rynkowych leżą gładkie płyty chodnikowe, ale te zastawiane są ogródkami lokali gastronomicznych. Nie prościej byłoby wydawać pozwolenia na ogródki odsunięte o te kilka metrów od linii kamienic? Chodniki mogłyby służyć wtedy do chodzenia, także na szpilkach, a nie do siedzenia.
Ale wracam do rzeki Odry w opisanym miejscu i widoków stamtąd.
Otóż murek to tylko jeden pryszcz. Tam zachodzą zmiany dalsze i trwalsze.
Zmiana pierwsza: wyrosła już bryła biblioteki Archidiecezji.


Zakryła w znacznej mierze widok na katedrę. Cóż, ten widok był zasługą zniszczeń wojennych, jak wiele innych widoków i perspektyw wrocławskich, które też w ostatnich latach zniknęły. Nowa biblioteka nawiązuje do kształtu stojącego tam do 1945 r. barokowego, osiemnastowiecznego alumnatu. Będzie zatem kolejną neobarokową atrapą. To nie będzie architektura, to nie jest dzieło sztuki architektonicznej, nie odważono się pomyśleć nawet o konkursie architektonicznym, by w miejscu tak specjalnym dać szansę na zaistnienie dobrej architektury naszych czasów. Znowu oportunizm. Projekt wykonała pracownia AQ7 z Wrocławia. Czym może się poszczycić? Po przeszukaniu internetu wydaje się, że niczym, jeśli nie liczyć krytykowanych w prasie projektów rozwiązań kolorystycznych dla bloków na osiedlu Popowice. A i to nie na własnej stronie internetowej, bo takowej chyba nie posiada. A wizje ukończonego budynku są takie:

[za: http://wroclaw.express-miejski.pl/galeria/4273-2,biblioteka-archidiecezjalna#powstanie-biblioteka-archidiecezjalna-na-ostrowie-tumskim]

Zmiana druga w najpiękniejszym pejzażu miejsko-nadrzecznym Wrocławia: trzeci komin elektrociepłowni. Jesteśmy niewątpliwie przyzwyczajeni do widoku tej starej pary kominów, tych kominowych Jasia i Małgosi.


Ale pojawienie się tego trzeciego uświadamia boleśnie jak paskudnie ingerująca jest ta ciepłownicza infrastruktura. I teraz, na początku XXI wieku, w kulturalnym poniekąd i aspirującym mieście pozwala się na postawienie w środku miasta (bo to jest teraz środek miasta jeszcze bardziej) takiej formy nie aspirującej do niczego więcej poza wydmuchiwaniem oczyszczonych spalin.


Czy komin nie może mieć formy bardziej ambitnej, bardziej zaprojektowanej architektonicznie, artystycznie (niekoniecznie tak, jak to zrobił Hundertwasser w Wiedniu), jeśli ma już tak wciskać się nam przed oczy i wyłazić w najbardziej zaskakujących widokach? A może to taka nowa wrocławska tradycja? Każdy chyba wie, o czym myślę?

Entenmark

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz