02 listopada 2009
|
Od czasów wojny, przez lata stała sobie przy kościele św. Wincentego (obecnie cerkiew ukraińska), między kruchtą a kaplicą opata Ferdynanda von Hochberg kolumna pozbawiona wieńczącej ją głowicy i figury. W drugiej połowie tego roku postawiono rusztowania na zewnątrz kaplicy. Całkiem zaś niedawno zdjęto najpierw trzon kolumny z postumentu, a następnie także jego kamienne okładziny.
To oczywiście pierwsze etapy prac konserwatorskich. Trudno na to narzekać, że wreszcie podjęto renowację takiego zabytku, choć jego dotychczasowa, ułomna poniekąd forma wrosła w pejzaż placu Nankera. Malowniczość zakątka podnosi niewątpliwie zgromadzone wokół kolumny lapidarium detali pochodzących głównie z kościoła św. Wincentego (nie są one bynajmniej zinwentaryzowane!). Latem wygrzewają się tu koty nie niepokojone, bo bezpieczne za żelaznym ogrodzeniem; rozwija się bujnie dzika roślinność. Może już jakieś chronione gatunki tam się zagnieździły? No cóż, to nie mogło trwać wiecznie. Dzikość, naturalność i malowniczość nieuporządkowana w tym miejscu miasta? Wrocław nie jest jakąś tam Wenecją, a jeśli już to północną. Sama kolumna jest dosyć wczesnym tego typu na Śląsku pomnikiem Maryjnym. Powstała w 1700 roku. Napis na postumencie był wezwaniem do Matki Boskiej Łaskawej. Kolumnę wieńczył kamienny posąg Marii. Niestety posąg został w czasie wojny zniszczony, podobnie jak głowica kolumny. Zdaje się, że jedyną dokumentację fotograficzną stanowi prezentowane tu ujęcie. Jak więc planuje się ten problem rozwiązać, co na kolumnie postawić i czy to dobre rozwiązanie? O tym przeczytajcie w następnym odcinku, który nieuchronnie powinien nastąpić! Entenmark! |
niedziela, 15 stycznia 2012
Z kartonowego archiwum 18 (Maria na kolumnę. Ale jaka?)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz