niedziela, 15 stycznia 2012

Z kartonowego archiwum 25 (Garść świeżych i mniej świeżych obserwacji)



18 stycznia 2010
Uniwersytet Wrocławski ma w swojej pieczy kilka ważnych, zabytkowych budowli. Najważniejszy jest oczywiście gmach dawnego kolegium jezuickiego z 1 ćwierci XVIII wieku. Siedem lat temu przeszedł on poważny remont, zwłaszcza elewacji, w związku z przypadającą wtedy 300 rocznicą założenia uczelni. Działania, na które się wtedy zdecydowano, były niezwykle kontrowersyjne - zbito przy użyciu młotów pneumatycznych wszystkie tynki i położono nowe. Wątpliwości budziło takie działanie przynajmniej z dwóch powodów: niejasności co do tego, czy usuwane tynki nie są, przynajmniej w części oryginalne (wtedy powinno się je umocnić i pozostawić), po drugie, czy ta decyzja, której konsekwencją było olbrzymie zlecenie, podjęta była całkiem bezstronnie. Faktem jest, że pierwotny kosztorys przedstawiony przez wykonawcę  został po dyskusjach z ówczesnym rektorem Janem Kołaczkiewiczem znacząco obniżony.
Bicie tynków do "żywej" cegły i to brutalnie, bez zważania na oryginalne lica zabytkowych murów, jest niestety we Wrocławiu praktyką niemal powszechną. W kościele NPM na Piasku także młotami pneumatycznymi uczyniono to we wnętrzu w ostatnim czasie - starannie opracowane gotyckie  ściany wyglądały po tych działaniach posiekane jak po wybuchu jakiejś  miny odłamkowej.  Cóż z tego, że je ponownie zatynkowano?
Szewc bez butów chodzi - to przysłowie daje się niestety czasem zastosować do działań konserwatorskich prowadzonych na Uniwersytecie. Działa tu specjalny pełnomocnik rektora do spraw remontu zabytków, dr Łukasz Krzywka. Czasem wydaje się, że jest on niemal niezależny od władzy konserwatora miejskiego i wojewódzkiego. Wracając do remontu sprzed 7 lat, to m.in. na jego konto spada koszmarny błąd popełniony przy remoncie barokowych, metalowych drzwi głównego gmachu, wiodących na reprezentacyjną klatkę schodową. Dwugłowe orły cesarskie z tarczą z inicjałem cesarza Leopolda I na piersi otrzymały w trakcie tej konserwacji mitry książęce zamiast koron cesarskich. Z punktu widzenia heraldyki wielki błąd. 
  
Nie naprawiono już tego, ale na szczęście nie powtórzono błędu przy renowacji drewnianych drzwi auli Leopoldyńskiej. Odtworzone tu orły (po wojnie orły cesarskie zamieniono na orły PRL-owskie,  a oryginały zniknęły) dostały należne im cesarskie nakrycia głów.
  
Różnica w formie pozornie jest nieznaczna - w wymowie olbrzymia.
Na tym tle informacje publikowane na temat przygotowań do generalnego  remontu wnętrza Auli Leopoldyńskiej są optymistyczne. Powołano zespół ekspertów z różnych ośrodków, także pozawrocławskich. Przygotowali oni bardzo obszerne opracowanie oparte na analizie źródeł archiwalnych i przeprowadzonych wstępnych badaniach. Ważne jest utrzymanie tego poziomu profesjonalizmu, także przy wyborze ekipy, która będzie konserwację malowideł przeprowadzać. To, co zrobiono na klatce schodowej uniwersytetu nie wystawia bowiem najlepszego  świadectwa wykonawcom i projektantom.
W cieniu wielkich przygotowań do remontu Auli umykają chyba nadzorowi prace we wnętrzach uniwersyteckiego gmachu. W styczniu tego roku rozpoczęto i zakończono w trybie "trzask-prask i po wszystkim" remont korytarza na parterze, przy tzw. klubie uniwersyteckim mieszczącym się w dawnej aptece jezuickiego kolegium. Należy zaznaczyć, że na korytarzu tym znajduje się barokowy, okazały, drewniany portal tej apteki, że prowadzi on też na barokową klatkę schodową. Po usunięciu warstw przemalowań ukazały się bardzo dobrze czytelne barwy chyba pierwotnej kolorystyki - czerwień ścian i wnęk okiennych, skontrastowana z szarością pilastrów. Wydawać by się mogło, że jest to okazja do stworzenia nowej jakości w tym fragmencie z cennymi reliktami pierwotnego wystroju. Szybkość, z jaką oczyszczone ściany pokryto 2-3 milimetrową warstwą gładkiej zaprawy tynkowej i pomalowano na "neutralne" kolory pozwala poważnie wątpić w to, czy miała miejsce jakakolwiek poważniejsza rozmowa na temat koncepcji kolorystycznej tej przestrzeni. Malarze tam pracujący nie dysponowali nawet projektem kolorystyki. To wielka szkoda, że w taki sposób marnuje się okazję, która nie powtarza się często. Zamiast pieczołowitej renowacji mamy pospieszne odmalowanie. Rządzi tu chyba dewiza "ma być czysto". Tak też odmalowano bowiem klatkę schodową od strony kościoła uniwersyteckiego. Czekamy na powrót drewnianych, rzeźbionych balustrad tejże, które do konserwacji wyjęto. Zamocuje się je na pewno z pomocą nowych śrub i uchwytów, a oryginalne pójdą precz. Ciekawe, że przy remoncie balustrad w głównej klatce schodowej nie trzeba było ich wyjmować. Eh!

Entenmark

Entenmark (12:54)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz