niedziela, 15 stycznia 2012

Z kartonowego archiwum 57 (Survival Park)


26 czerwca 2011

Jak wiadomo, w tegorocznym, dziewiątym Survivalu sztuka próbuje przetrwać w "przyjaznym" otoczeniu parkowym. Park im. Tołpy niesie inne zagrożenia niż bunkier na pl. Strzegomskim lub rozpadający się Pawilon 4 kopuł.  Na początek to właśnie natura dała o sobie znać w sposób spektakularny. Krótko przed otwarciem oberwała się chmura, a piorun strzelił w drzewo stojące kilkadziesiąt metrów od namiotu organizatorów, obdzierając spiralnie pień z kory. Niezależnie jednak od tego, ile prac zostanie w trakcie kilku dni i nocy trwania pokazu zniszczonych, siłę rażenia tego pokazu artystycznego można już teraz ocenić jako większą niż w poprzednich edycjach. Artyści nie zamknęli się (nie zostali odizolowani), jak poprzednio w enklawach dziwnych pomieszczeń, do których nie trafiał raczej obywatel nie szukający z nimi kontaktu. Może, paradoksalnie, nastąpił - pod względem otwartości na widza nie uzależnionego od sztuki - powrót do warunków Survivalu rozgrywanego na Dworcu Głównym.
 
Na pewno nie było łatwiej wymyślić formułę dzieła w przestrzeni otwartej, parkowej. Sam typ miejsca do prezentacji i dialogu z otoczeniem nowością nie jest, jak zauważa w jednym wstępnych tekstów programu-przewodnika po tegorocznym Survivalu Anna Stec. Prócz wymienionych tam precedensów, dorzucić można trwającą szereg tygodni prezentację prac w bretońskim Locronan, a dokładniej w parku-lesie ponad miasteczkiem, w 2000 roku. Nazywała się "Clair de Terre". Nota bene, uczestniczyło w niej kilkoro artystów polskich, w większości z Wrocławia. Pod koniec lata wszystkie prace istniały na swoich miejscach. Niepilnowane!
A zatem, jak jest, jak było z edycją nr 9? Generalnie nieźle. Czasem gorzej. Pastisz nestora, nie tylko Survivali, Jerzego Kosałki, który pomysł z "Przejścia" Kaliny ze skrzyżowania Świdnickiej przetworzył na rząd gęsi - zanikających pod parkową alejką - dążących ku stawowi, wydaje się zbyt łatwy. W dodatku biało-czerwona taśma ostrzegawcza, która raczej nie była pomyślana jako integralny składnik dzieła (ale kto tam wie), skutecznie niwelowała czynnik zaskoczenia i naturalności.
  
"Wid(mo)st" Tomasza Domańskiego, świetlisty szkielet jakby mostu Grunwaldzkiego, wiodący na wysepkę niektórych może hipnotyzował.
"PIC-NIC" Aleksandry Wałaszek i Oliwii Beszczyńskiej, obok "Wid(mo)stu" największa skalą praca, to wielgachny (może ze 300 metrów kwadratowych) koc na pochyłym zboczu pagórka. Jakoś przetrzymał ulewę, choć ujawniło się, że poszczególne jego pasy nie są ze sobą połączone, ale i tak budzi respekt swoją absurdalnością. 
  
To jest na tym pagórku najlepszy event od czasu powodzi 1997, gdy był on oblegany przez samochody okolicznych mieszkańców.
  
Zaskakująco niewielu twórców zmierzyło się z parkowym stawem. Bezpośrednio z wodą związane są właściwie tylko trzy prace. Chyba najlepiej sprawdza się "Life" Artura Skowrońskiego, przynajmniej z kaczej perspektywy.
  
Deszcz wzbogacił formalnie pracę "Cie(r)plarnia" Ewy Kubiak - krople osiadły od wewnątrz domku. To jej zysk. Sprawdziła się w trudnych warunkach.
  
Podziw wzbudzało poświęcenie - poświęcały się głównie kobiety, choć może nie tylko, jeśli dziwna, przesuwająca się po parku i intrygująca nie tylko dzieci forma, jakby opierzonych, pierzynowatych wypychanek Pinińskiej-Bereś, była dziełem Piotra Kotlickiego ("Twór"), a artysta we własnej osobie był w niej skryty (bo może to była grupa ONO - jak to zidentyfikować, skoro rzecz się nie odzywała, a z tabliczek informacyjnych zrezygnowano?).
  
Trzeba przyznać, że "Objawienie" Dy Tagowskiej znakomicie korespondowało z wyłaniającymi się zza drzew negotyckimi wieżami św. Michała. Tylko, czy trzeba było budować tę kapliczkę-grotę?
  
Prościej było klęczeć przed gotowcem, jaki od dziesięcioleci znajduje się na wschodnim brzegu stawu. Zdobna kapliczka budziła zresztą u nie-tubylców konsternację - jaki numer ma ten obiekt?
  
"Złote śmieci" Filipa Laskowskiego. Dlaczego złote - chyba nie miał autor na myśli ekonomicznego wymiaru surowców wtórnych? Tym niemniej wpisywały się one w otoczenie znakomicie, a otoczenie pewnie jeszcze niejedno dorzuci.
  
Podobno na stałe ma zostać w parku rzeźba Truth'a zlokalizowana w północno-zachodnim narożniku. To niepozorne dzieło chyba najlepiej podjęło dyskusję z parkiem - przestrzenią natury okiełznanej. I jest w swojej prostocie i pomyśle dobrą rzeźbą.
  

Całkiem usatysfakcjonowany
Entenmark

PS / dzień drugi
Ktoś się połasił na złote śmieci i trzeba było nowe pozłocić; komuś się przydała część serwisu filiżankowego (nr 10); "Arin One" Ziębińskiego się trochę rozplątał, może z pomocą dzieciarni; J. Kosałka pilnował swoich gęsi; "Cie(r)plarnia" się przedziurawiła; koc "PIC-NICowy" bawił się bardzo dobrze; rozmodlona pasterka porzuciła swą kapliczkę i twardo stąpała po ziemi; również kaczki konsekwentnie wybierały "Life".
Entenmark (12:23)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz