czwartek, 26 stycznia 2012

Nie mam jasności w temacie audytorium

W ostatnich dniach na łamach GW dyskutowano nad powracającym problemem wrocławskiej architektury powojennej. Zachowywać i chronić ją, czy też burzyć i zastępować. Właściwie nie była to dyskusja, lecz prezentacja poglądów, choć nieco moderowana przez red. Beatę Maciejewską. Tym razem tematem było audytorium uniwersyteckie wydziału chemii, wzniesione w latach 1968-1971 nad Odrą w zespole nowego campusu uniwersyteckiego. Projektantami byli Krystyna i Marian Barscy, architekci wrocławscy.
Po jednej stronie sporu stoją znani obrońcy pawilonów handlowych (np. już zastąpionego nowym budynkiem przy pl. Powstańców Śląskich), zabudowy Nowego Targu itp., którym przewodzi dr hab. Agnieszka Zabłocka,  prof. UWr., wspomagana przez wierne grono doktorantek i doktorantów, do których zalicza się pan Krzysztof Ziental. [http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,11026197,Trzeba_docenic_PRL_owskie_zabytki__One_tez_sa_cenne.html]
On również opublikował w GW tekst broniący wartości architektury wspomnianego audytorium i nic dziwnego, skoro przygotowuje doktorat na temat twórczości Barskich. Zapytany o zdanie architekt i przewodniczący Wrocławskiej Izby Architektów Zbigniew Maćków, wyraził się także nieomal entuzjastycznie o architektonicznych wartościach budynku, zwracając przy tym uwagę na kompleksowość projektu, obejmującego również wyposażenie aż po najmniejsze detale (od bryły do haczyka).
[http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,11000508,Mackow__Audytorium_Chemii_to_pomnik_architektury_.html]
Po drugiej stronie, a właściwie na dywaniku, stanął Uniwersytet Wrocławski jako całość (liczne krytyczne komentarze jego zacofania i nieumiejętności dbania o swe dobra), reprezentowany przez osobę pełnomocnika rektora d/s zabytków, dr. Łukasza Krzywkę.[http://www.uni.wroc.pl/wiadomo%C5%9Bci/zabytki/audytorium-podziwia%C4%87-czy-u%C5%BCywa%C4%87]
Z kolei konserwator miejska, Katarzyna Hawrylak, chyba zajęła pozycję zwolenników zachowywania architektury powojennej, skoro zapowiedziano lub wszczęto już procedurę wpisu dzieła do rejestru zabytków.


Redaktorka Maciejewska skupiła się głównie na niefunkcjonalności wnętrza, zwłaszcza przeszkadzały jej nierówne biegi schodów i przyciasne rzędy krzesełek. Ale brzmiało to raczej jak prowokacje służące pobudzeniu obrońców architektury czasu 1950-1975. [http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,11007861,Trzeba_pokazac__ze_zabytek_to_nie_tylko_gotycki_kosciol.html] [http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,10983739,Albo_zabytek__albo_magazyn__Klopotliwy_skarb_PRL_u.html]

Dlaczego nie mam jasności? Jak widać, pęknięcia przebiegają nawet w łonie jednego uniwersyteckiego instytutu. To normalne. Ale brak tu dyskusji. To na uczelni nie jest normalne. Brak dyskusji cechuje jednak większość spraw związanych z ochroną zabytków i kształtowaniem przestrzeni miejskiej we Wrocławiu. Zamiast niej mamy prezentacje stanowisk. Prezentacja stanowisk nie prowadzi najczęściej do osiągnięcia kompromisu, lecz do przeforsowania jednej z opcji. Opcji strony silniejszej albo lepiej umocowanej.



Z problemem tej ciągle nowej, powstałej w dekadzie gomułkowskiej i gierkowskiej, architektury wiąże się jej autorstwo. Żyją przeważnie jej twórcy i roszczą sobie autorskie prawa do swoich dzieł. Architekci wrocławscy mają dzieci i wnuki, często kontynuujące fach rodziców. Rodzina Barskich np. to nie tylko sami autorzy audytorium, ale także dwójka ich potomków, uprawiających we Wrocławiu ten fach, Ewa i Jacek. Byli oni oboje zaangażowani, a Ewa Barska kilkakrotnie, wraz z ojcem w projekty rozbudów uniwersyteckich budynków, w tym wydziału chemii. Konserwator miejska wywodzi się zresztą również ze znanej rodziny wrocławskich architektów.

Dla architektów i właścicieli praw autorskich decyzja o zburzeniu audytorium byłaby niekorzystna. Wpisanie do rejestru zabytków zapobiegnie zburzeniu. Przeprojektowanie zabytku powinno, z racji praw autorskich, przypaść osobom dysponującym nimi. Zaangażowanie emocjonalnie, pewien brak dystansu do własnego projektu, nie jest jednak czynnikiem sprzyjającym w procesie projektowania przebudowy, swoistej operacji  plastycznej na własnym dziecku.

A sam budynek? No cóż. Patrząc chłodnym okiem krytyka form, można docenić to i owo, zwłaszcza włączając historyczną perspektywę. Ale czy np. krzesełka i detale zachwycają? Tu miałbym więcej wątpliwości. Formy tak proste, że przypominają raczej meble przemysłowe polskiego socjalizmu, najczęściej samoróbki - wygodne nie mogą być. A czy są piękne? Czy brązową dermę pokrywającą oparcia i siedzenia będzie się również chronić?



Tu dochodzimy do kolejnego problemu. Nikt chyba nie wątpi, że w tym stanie budynek nie może dalej funkcjonować. Nie jest zresztą używany od pewnego czasu. Przypomnę, że należący do kompleksu wieżowiec stał się parę lat temu znany z wybuchu, jaki miał miejsce w pracowni umieszczonej na jednej z górnych kondygnacji. Takie usytuowanie laboratorium nie jest zgodne z przepisami. Inspekcja pracy zwróciła też uwagę na mankamenty audytorium, a ono samo w zmienionych warunkach kształcenia straciło sens.

Zatem przebudować? Ale jak? Czy wpis do rejestru będzie zawierał klauzulę, mówiącą, co w tym nowym zabytku, i jak, można przebudować, wymienić, wyburzyć? Czy, jak mówi informacja dostarczana właścicielom mieszkań w kamienicach wpisanych do rejestru, nic bez zgody urzędu nie można ruszyć?

Obserwacja działań na zabytkach bardzo dawnej architektury we Wrocławiu uczy, że można bardzo wiele zmienić, nawet w średniowiecznych czy nowożytnych budowlach. Łącznie z wymianą oryginalnych detali na coś w rodzaju kopii. Oczywiście, pod hasłem rewitalizacji. Obserwujmy zatem ten eksperyment!

Entenmark


2 komentarze:

  1. Bardzo trafne. Dzięki!!

    OdpowiedzUsuń
  2. PS A dyskusja w sprawie architektury PRL-u na szczęście się odbędzie - czwartek, 8.03 o godz. 16 w Muzeum Architektury.

    OdpowiedzUsuń