niedziela, 15 stycznia 2012

Z kartonowego archiwum 48 (Miękkie podbrzusze kandydata)



05 marca 2011
Nasz Wrocław kandyduje. Od dłuższego już czasu rozwija się w mediach różnego rodzaju akcja na rzecz jego zwycięstwa w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury i, co za tym idzie, organizację wielu prestiżowych wydarzeń, które rozsławią nasze miasto jeszcze bardziej. Ostatnio na billboardach rozstawionych i poprzyczepianych na wielkim jego obszarze pojawiło się przypomnienie tej akcji wraz z wezwaniem do obywateli.
  
Kto ma pomysł, proszony jest o zgłoszenie go, napisano tam małymi czcionkami w czerwonym kolorze. Większymi i czarnymi stoi tam, że to, czy wygramy zależy ode mnie, od Ciebie, jednym słowem, od społeczeństwa. Oczywiście władze miasta robią, co mogą. Pan prezydent Dutkiewicz obiecuje organizację olimpiady we Wrocławiu. Słowo jest nośne, choć mniejszą czcionką dodaje się, że idzie o igrzyska sportów nieolimpijskich. Uda się, czy nie, zawsze hasło zostało rzucone i zapisze się. Nie chcę tu jednak pisać o wielkich PR-owskich zagrywkach. Jakiekolwiek zawody sportowe lepsze od prezydenckiej fontanny w pergoli przed/za Halą Stulecia (ciekawe zresztą, dlaczego nasi prezydenci tak upodobali sobie fontanny jako formy upamiętnienia swoich kadencji). Można zauważyć, że intensywne działania miasta na rzecz poprawy wyglądu miasta skupiają się w znacznym stopniu na: 1/ kosmetyce albo makijażu; 2/  obejmują te czynności głównie twarz albo głowę, czyli ścisłe centrum. Tak jest od lat. Program remontu Stu kamienic wraz z kryzysem więdnie, a dotacje nie dotyczą już wnętrza, tzn. klatek schodowych. Większość odnowionych ze środków miasta budynków w rejonie śródmiejskim ma jedynie przeprowadzony lifting elewacji. Rozrzucone po różnych częściach miasta takie odmalowane fasady stwarzają wrażenie, że zachodzą zmiany. Zachodzą, owszem, ale bardzo powoli, coraz wolniej i tylko w "odkrytych" partiach miejskiej tkanki. Podbrzusze miasta jest ukryte. Ukryte jest wstydliwe.
  
Miękkim podbrzuszem starego Wrocławia są podwórka. Co piszę?! Są to często podwórzyszcza wielgachne, po których wiatr hula, marszczy powierzchnie kałuż, przewala śmieci, a jedyne akcenty nowoczesności to zaparkowane byle jak i byle gdzie samochody mieszkańców.
  
To takie podwórka powinny być teraz największym wyzwaniem dla miejskich planistów, urbanistów, architektów i socjologów. Tymczasem często energia skupia się na pucowaniu i poprawianiu miejsc w najbardziej centralnym centrum staromiejskim, gdzie układa się nowe nawierzchnie, zakłada trawniki i planuje stawiać kamienie milowe historii miasta (plan Nankera). 
  
Co można zauważyć na spacerze w poprzek wrocławskich kwartałów dawnej zabudowy czynszowej? Ano, że nikną kolejne oficyny, małe fabryczki i magazyny - niegdyś nieodłączny element tych przestrzeni. Nie zawsze jednak dzieje się to z sensem. Dają się one dobrze wykorzystywać w nowej funkcji, jak pokazuje przykład choćby z ul. Jagiellończyka. Widać też, że rozpaczliwym trochę sposobem próbują młodzi te przestrzenie oswoić, nadać im nieco bardziej przyjazny wygląd. Akcja malowania murali trafiła i tam.
  
Efekty są czasem lepsze, czasem mniej lepsze (ten powyżej widoczny zaliczam do ciekawszych). To są jednak pół- o ile nie ćwierćśrodki. Osiągnięciem na miarę dynamicznie rozwijającego się miasta, kandydata na EUROPEJSKĄ STOLICĘ KULTURY,  organizatora światowej rangi imprez (w tym jednego meczu polskiej reprezentacji w ramach eliminacji mistrzostw świata w piłce nożnej), byłoby dopiero uporanie się z takim problemem, jak tu opisany.  
Doświadczeń, jak się to robi, jest wiele, m.in. blisko, za naszą zachodnią granicą. W kraju, z którym utrzymuje nasze miasto tak dobre kontakty. Powinno się działać systemowo, myśleć o całości problemu, zmieniać mury, drogi, powierzchnie, układy komunikacyjne, systemy składowania śmieci, jak i parkowania, robić to tak, żeby nawet niechlujni mieszkańcy nie mogli swym aspołecznym i niekulturalnym zachowaniem narobić szkód w świeżo zrewitalizowanych wnętrzach kwartałów zabudowy mieszkalnej. Nie sztuka robić akcje, po których wraca smród i brud. To jest wyrzucanie pieniędzy w błoto - w przenośni i dosłownie.
Problem z takimi urbanistyczno-społecznymi zagwozdkami, jaki pozostawiło nam stulecie XIX, mamy nie tylko my. Zobaczmy więc, jak to się robi, by poprawić błędy dawniejszych pokoleń i przystosować to, co otrzymaliśmy w spadku, do naszych współczesnych potrzeb i aspiracji. Robią to na przykład w Berlinie, czy w Duesseldorfie, co pokazuje poniższe zdjęcie.
  Tu wyłożono prywatne pieniądze (architekt E. Schoepel) w odnowienie i zrewitalizowanie oficyn i magazynów położonych w obrębie podwórka. Są tu biura i mieszkania. Jasne, że u nas taka droga byłaby trudniejsza, żmudniejsza i pełna porażek. Kiedyś powinniśmy jednak ją rozpocząć. I na przyszłość tak zainwestowane pieniądze dałyby o wiele więcej korzyści miastu i ludziom. 

Entenmark (w poważnym tonie)
Entenmark (20:54)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz