niedziela, 15 stycznia 2012

Z kartonowego archiwum 45 (Szewski Matrix - reloaded)


09 stycznia 2011
Nowy Rok rozpoczął się, a ja chciałbym mimo wszystko dokończyć temat zeszłoroczny, czyli sprawę nowego "zabytku" na Szewskiej 35. Rzutem na taśmę, tuż przed świętami kończono elewacje parteru. Robotnicy-czarownicy, ukryci za szczelnie otulającymi rusztowania foliami pracowali wytrwale, by ukazać oczom zadowolonej ze swojego dzieła komisji dzieło nowe.
  
Popatrzmy i my. Tu mamy lewą stronę z na nowo wymurowanym łukiem oraz na nowo wymurowanym portalem, w dodatku pięknie pomalowanym.
  
Przypominam, że to zupełnie nowa forma, na którą zdecydowano się wyłącznie dlatego, że po skuciu tynków ukazały się w węgarach nisze - jedyny ślad po etapie budowlanym z przełomu XVI i XVII wieku. Ten portal jest atrapą i chyba nikt nie udawał, że miała to być "rekonstrukcja", bo w oparciu o co? Żaden szanujący się rzemieślnik nie zrobiłby zresztą takiej fuszerki: cokoły zestawione z niedużych płytek piaskowca, bezforemne węgary, niedopasowane kostki impostów, przyłucza wymalowane w sposób nawiązujący do iluzjonistycznych polichromii, ale tutaj bez sensu, bo zamiast złudzenia wypukłości pryzmatycznych form powstał efekt jakiegoś niezrozumiałego "kołnierzyka" po bokach arkady. Nie pomińmy dowodów dbałości o szczegóły, z jakimi zwykle już mamy do czynienia we wrocławskich zabytkach i na obszarze staromiejskim - tablicy z wielkim W (jak wół?) osłaniającej zawór gazu, uroczo wcinającej się w świeży węgar, oraz lampeczki stylowej i metalowego numeru posesji (ciekawe jak długo, jak długo?).
Teraz prawa strona parteru:
  
Oczywiście i tutaj dominuje fantastyka, a nawet tam, gdzie były zachowane podstawy do jakiejś rekonstrukcji, czyli oryginalne formy obramień, zostały one najpierw zniszczone. Jeden przykład. Nad oknem z prawej strony odległość jego górnej krawędzi od poziomej płyciny nad nim jest około dwa razy większa niż pierwotnie. Po odkryciu widać było, że cegły wklęsek obramienia okiennego stykały się z dolną linią wklęsek obramienia płyciny (ponadto nie było tak krzywe). Można sobie łatwo wyobrazić ile jest teraz z oryginału.
Mamy za to nowy cokół (por. wpis z 21.07.2009 "Cokołowa zaraza w mieście Wrocław").
  
W bramie z piaskowca, a po bokach z granitu. W cudownie bezpretensjonalny sposób jego górna krawędź wyłamuje się nad blaszanymi osłonami okienek piwnicznych, tworząc niepowtarzalny rytm uskoków. 
Szczytowym osiągnięciem budowlańców z firmy, która niejeden zabytek na Śląsku jeszcze zrobi jest jednak "odtworzenie" wcześniej przez nich wyłupanego ze ściany łuku w ośli grzbiet. Oto dla porównania stan przed i po. Każdy może zobaczyć.
  
  
Nie pomogła krążyna (por. poprzedni wpis i fotografie). Wymurowanie na powrót (po cholerę było skuwać młotem pneumatycznym?!) takiego łuku okazało się zadaniem ponad umiejętności ekipy. Ale najwyraźniej urzędnikom konserwatora miejskiego to nie przeszkodziło w zaakceptowaniu (chyba?) pracy. Wprawdzie z łuku w ośli grzbiet zrobił się taki jakby bliższy łukowi Tudorów, ale i to i to przecież łuk.
Wnętrze - sień i zwłaszcza klatka schodowa - zapewniam, jest niemniej nieoryginalne. Całość tego domu, który przed remontem miał charakter zabytkowy, jako przykład nawarstwień kilku epok, obecnie nie przedstawia większej wartości pod tym względem. Postulowałbym wykreślenie z rejestru zabytków i wpisanie na listę obiektów postmodernistycznego, dekonstruktywistycznego konserwatorstwa.

Entenmark
Entenmark (00:39)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz