niedziela, 15 stycznia 2012

Z kartonowego archiwum 38 (Sierocy los)



24 lipca 2010
Zabytki to trudna materia. W ich restaurowaniu i konserwacji łatwo przesadzić i zepsuć dzieło i zarazem efekt, jaki wywoływało. To, że mamy niekiedy wrażenie, iż budowla wyglądała lepiej przed niż po remoncie jest często dowodem takiego działania i błędów.
Uważam, że właśnie odsłania się  z rusztowań przykład opisanej sytuacji. 
Chodzi o budynek sierocińca dla dzieci szlacheckich (Orphanotropheum) na Ostrowie Tumskim. Ufundował go bp Franciszek Ludwik, a wybudował biskupi budowniczy Jan Błażej Peintner, kończąc dzieło w 1715.
  
Budynek sierocińca wpisał się znakomicie w starszą zabudowę, między kolegiatę Krzyża Świętego a kościół  św. Piotra i Pawła oraz domy kanoników. Powstały tak plac wkrótce otrzymał ostateczny zwornik kompozycyjny w postaci monumentu św. Jana Nepomucena. Wielu uznaje to miejsce za najlepszą kompozycję urbanistyczną na Śląsku, na pewno zaś pośród tych, które powstawały w sposób narastający.
Remont generalny, zaczęty w zeszłym roku, prowadzony jest wg projektu i pod nadzorem Macieja Małachowicza. Kiedy go zaczynano, w prasie pojawiły się niepokojące informacje o zamierzeniach kurii odnośnie do nowych funkcji budynku po remoncie. Były tam mieszkania paru księży (niegdyś także znanego ks. Zienkiewicza), siedziba radia Rodzina i in.  Teraz wymieniano jako główne funkcje hotelowe i restauracyjne, czyli biznes. Biznes tego typu wymagałby znacznych przebudów wnętrz, czy zdecydowano się na to, nie bacząc na zabytkowy układ? Okaże się wkrótce.
Przyjrzyjmy się temu, co zaczyna być już widać. Na rysunku F.B. Wernera widać stan przed pożarem w 1759 r. W odbudowie po nim zmieniono nieco kształt dachu i zlikwidowano niewielki szczyt nad elewacją wejściową. Trudno powiedzieć jaką formę nadano wtedy szeregowi kominów. Tu mają specyficznie barokową, z wyoblonymi górnymi częściami. Teraz była jedyna okazja na  nawiązanie do takich form i/lub odtworzenie szczytu. Nasuwa się pytanie, dlaczego nie zdecydowano się na to? W końcu sam pan architekt M.M. uprawia ten rodzaj "konserwatorstwa" (kamienica Pod złotym psem, a także liczne fantazje pseudogotyckie, np. w Opolu). 
Pieczołowitość, z jaką powinno się podejść do takiego remontu jednego z najważniejszych dzieł architektury barokowej we Wrocławiu, jest pozorna. W każdym razie nie widać efektów takowej. Najpierw wyłoniły się zza rusztowań dachy i kominy.
  
Może trudno dziś u nas o starą dachówkę (parę lat temu pozbyto się hektarów starego pokrycia z widocznego w tle św. Krzyża - pytani robotnicy mówili, że było w dobrym stanie, jedynie łaty, żerdzie drewniane pod nim nadawały się do wymiany), ale kominy? Jak to teraz wszystko razem wygląda? Jak atrapa. Kolejna atrapa zabytku. Zero charakteru, żadnej indywidualności. Przypomnę, tak mniej więcej było w 1 poł. XVIII w.:
  
A tak kominy tego typu wyglądają np. w Pradze na Małej Stranie:
  
Na pewno nie byłoby zadaniem ponad siły i finansowe możliwości zrobienie tego jeszcze lepiej we Wrocławiu. Takie formy zdecydowanie lepiej wpisywałyby się w charakter tego miejsca. Ciekawe, że nadano formy barokowe, wzorując się zresztą na innej budowli Ostrowa, zbiornikowi rynny widocznej na ostatniej fotografii.
Kolejne odsłony wzbudziły już nie tyle żal, ile grozę przemieszaną z niedowierzaniem. Kolorystyka elewacji to coś tak szkaradnego, że trudno sobie wyobrazić. 
  
  
Zastosowano aż 6 kolorów. Nie pasują do siebie nawzajem, nie tworzą harmonii, nie są nawet zestawione na zasadzie kontrastu! Jedyne odczucie, jakie wywołuje to coś, to obrzydzenie. Do tego wlepiono jeszcze okna w kolorze zieleni, która również nie harmonizuje z tą "całością".  Osoby czułe na barwy (rzadko należą do nich architekci, jak można sądzić także po  elewacjach nowszych budynków) muszą odwracać wzrok, przechodząc tamtędy.  Z barokową kolorystyką nie ma to nic wspólnego.
Zapytacie, czy to kompletny wymysł projektanta? Otóż została zrobiona stratygrafia, pobrano próbki, a więc teoretycznie w zgodzie ze sztuką konserwatorską. Problem leży najpewniej na etapie interpretacji wyników i na przydzieleniu odnalezionych warstw do odpowiednich epok (podobno przeprowadzał to również sam w/w. projektant). Wszystko wskazuje na to, że w nowej koncepcji połączone zostały barwy nałożone w różnych etapach, w czasie różnych remontów i odświeżeń elewacji - od baroku aż po okres między I a II wojną. Ale czy nie było wątpliwości? Czy komisje  konserwatorskie oczu nie mają? Czy przyszły, jak jeden mąż, w okularach przeciwsłonecznych? Trudno to pojąć.

Entenmark
Entenmark (22:46)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz