28 kwietnia 2011
|
Nadchodzi długi weekend majowy. Należy wyruszyć z miasta, uciec z niego. Nie tylko z powodu zgiełku, brudu, przemęczenia. Trzeba nacieszyć oczy świeżą zielenią i widokiem kwitnących drzew, posłuchać śpiewu ptaków na wiosnę.
Tym razem jednak powód do ucieczki z miasta, z Wrocławia, jest jeszcze jeden i to poważny. Zaraza.
Ognisko nieznanej choroby, być może śmiertelnej, znajduje się w kościele braci dominikanów, dokładnie w kaplicy po prawej stronie, w której spoczywa na wieczne czasy patron miasta, błogosławiony Czesław.
Ciało pokrywa się bąblami, skóra puchnie i pęka, a następnie odpada płatami.
Straszne symptomy tej nieznanej choroby wystąpiły na razie tylko u przybyszy z Czarnego Lądu. Ale czy to stamtąd trafiła ta zaraza, przed którą nie chroni nawet święte miejsce? Biednym wiatr w oczy. Nie dość, że ściągnięto ich z daleka, wybielono, nadano na ramiona wieczny ciężar, to jeszcze ze wszystkich postaci w kaplicy ich zaraza zaatakowała jako pierwszych.
W czasach Boccaccia kto mógł uciekał z Florencji na wieś, gdy nadeszła czarna śmierć (1348). Tam zabijano (sic!) czas opowiadając sobie nawzajem wcale nie umoralniające historie. Wyjedźmy! Choćby na majowy weekend.
Entenmark (zaraźliwie rozmajony)
|
niedziela, 15 stycznia 2012
Z kartonowego archiwum 52 (Ostrzeżenie przed zarazą)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz